Wojna walutowa trwa
Podczas konferencji Europejskiego Banku Centralnego z dnia 22 października przekonaliśmy się, że kurs wspólnej waluty będzie stale pod presją. Brak zmian stóp procentowych i łagodny ton prezesa Draghiego był oczekiwany przez wielu uczestników rynku.
EBC od dłuższego już czasu wykorzystuje aktywnie swoje instrumenty, aby pobudzić inflację w kierunku swojego celu – poniżej ale blisko 2%. W pewnym sensie instrumentem eksperymentalnym dłużej perspektywie są programy skupu aktywów zwane luzowaniem ilościowym. Taki program został wprowadzony przez EBC, w marcu 2015 roku i opiewa na kwotę 60 miliardów euro miesięcznie, ma on potrwać do września 2016 roku lub dłużej. Mało kto więc spodziewał się, ale Mario Draghi poinformował, że Rada Prezesów dyskutowała o różnych instrumentach włącznie z obniżeniem stóp procentowych, które praktycznie dotarły do granicy zera, co więcej Rada rozważy na spotkaniu grudniowym rozszerzenie programu skupu aktywów. Po tych słowach euro gwałtownie traciło na wartości i do końca dnia nie przejawiało tendencji korekcyjnych co wskazuje na wycenę kolejnych działań wspólnego banku.
Kurs walutowy nie stanowi bezpośredniego celu EBC, lecz stanowi on jeden z czynników wpływających na inflację. Przy słabej walucie towary z zagranicy są relatywnie droższe i sprzyja to wzrostom cen, o które zabiegają bankierzy centralni z Frankfurtu. Główną parą walutową na rynku jest euro wyceniane w dolarze amerykańskim. Tak się składa, że również amerykańska Rezerwa Federalna (Fed) aktualnie znajduje się poniżej swojego celu inflacyjnego i umacniający dolar jest czynnikiem hamującym wzrost cen. Fed jest na zupełnie innym etapie w swoim cyklu monetarnym – zareagował on dużo wcześniej na kryzys finansowy niż EBC i już bliżej mu do podwyżek stóp procentowych i normalizacji polityki pieniężnej – przynajmniej tak się wydawało jeszcze stosunkowo niedawno. Rynek oczekiwał stopniowego wychodzenia z ery taniego pieniądze za oceanem już w 2015 roku, więc dolar się sukcesywnie umacniał. Podwyżki jednak nie nastąpiły.
Normalizacja polityki monetarnej w USA miała nastąpić przy spadku stopy bezrobocia do 6,5%. Aktualnie wartość ta jest już około punkt procentowy niżej, a koszt pieniądza ani drgnął. Prezes Fed, Janet Jellen, argumentuje pasywność na wiele sposobów: zła koniunktura w Chinach, niska inflacja, silny dolar i inne. Prawda jest taka, że ciężko znaleźć punkt dobrej koniunktury w każdym z wielu państw na świecie. Silny dolar z kolei jest efektem oczekiwań cyklu podwyżek stóp przez Fed. Brak działań ze względu na wycenę rynku tych działań? Wydaje się, że Fed tylko udaje, że ma zamiar podnieść stopy i jak na razie się na to nie zanosi. Inaczej przegrałby wojnę walutową. Wojnę o to, kto najskuteczniej pozbawi swoich obywateli siły nabywczej dewaluując ich walutę w imię podnoszenia inflacji za wszelką cenę przy spadających cenach surowców i dekoniunkturze na rynkach światowych. Co natomiast, gdy te trendy się odwrócą i inflacja nabierze rozpędu? Wtedy trzeba będzie podnosić koszt pieniądza gwałtownie, a z rozdmuchanych wieloletnią ekspansją wycen akcji i nieruchomości zostaną tylko wspomnienia. Wzrosną koszty finansowania i pojawią się bankructwa. Ponownie będzie można obarczyć odpowiedzialnością spekulantów i niestabilność gospodarki rynkowej robiąc kolejny krok ku państwu totalnemu.